Rok pod psem

Gdy w naszym życiu pojawił się Lucky, napisałam na Facebooku: „Michał znalazł w lesie psie dziecko. A może to dziecko znalazło Michała?”. Dziś myślę, że jeśli był to przypadek, to taki, który (parafrazując Poetkę) od dłuższego czasu się nami bawił.

Najpierw kilka razy mówiliśmy o psie, ale nie mieliśmy na niego za bardzo przestrzeni w naszym życiu. Potem ja kilka razy pomyślałam sobie, że moglibyśmy tego psa po prostu znaleźć, przecież to się ludziom zdarza. Wreszcie Michał w pewien listopadowy poranek ruszył spontanicznie na działkę do taty, chociaż umówiony był dopiero na następny dzień. Jakby coś go wzywało. Przegapił zjazd i musiał nadrobić drogi, czego bardzo nie lubi. Przez głowę przemknęła mu nawet myśl, czy był powód, dla którego to się stało. Powód objawił się kilkanaście kilometrów dalej, przy leśnej drodze. Czteromiesięczny szczeniak, wychudzony i przerażony, ze srebrnym śladem po łańcuchu na szyi. Uciekł daleko w las, gdy Michał zatrzymał samochód i z niego wysiadł. – Co tu robisz, piesku? – zapytał Michał, zniżył się, by nie wydawać się psiakowi olbrzymem i powoli zaczął się do niego przybliżać. Gdy tamten nieśmiało poruszył ogonem, odebrał to jako znak, że może podejść bliżej. Wtedy szczeniak obrócił się brzuszkiem do góry i merdając szaleńczo ogonem zaczął nawet trochę popuszczać z emocji. Gdy Michał wziął go na ręce, pies oparł mu łapki na ramionach i wylizał z entuzjazmem całą twarz. Został odnaleziony.

fot. ja

Psiak był wygłodzony i musiał wcześniej spędzić w lesie kilka dni, żywiąc się runem – to było pierwsze, co wydalił po tym, jak został nakarmiony normalnym jedzeniem (na które rzucił się niczym wygłodniały wilk). Kolejnej nocy mrozy miały sięgnąć już minus siedmiu stopni Celsjusza. Dorosły pies usypałby sobie pewnie z liści norkę, ale szczeniak prawdopodobnie by na to nie wpadł i mógłby tego nie przeżyć. Michał znalazł go dosłownie w ostatnim momencie. Panie w przychodni weterynaryjnej prosiły, by nie szukać jego poprzedniego właściciela i wciąż mówiły, jakim jest szczęściarzem. Z tego powodu nazwaliśmy go Lucky. Lakisław Wspaniały. Lakuś. Lakiszon. Lakureiro. Pies leśny niepospolity. Silva rara canis. Nasza znajda. Prezent od przeznaczenia. 

Zdjecie Marty Urbaniak
fot. Michał Piotrowski

Dziś Lakuś jest młodym, dorosłym psem, a rok, który spędziliśmy razem, był dla mnie doświadczeniem, jakiego się nie spodziewałam. Bo choć jako mała dziewczynka bardzo chciałam mieć psa, przez większą część życia miałam koty, które zresztą nadal uwielbiam za ich kocią zmysłowość. Kompletnie się jednak nie spodziewałam, jak silna może być więź z psem, jak bliski można z nim nawiązać kontakt, jak wyraźne w odbiorze będą dla mnie jego reakcje i emocje. Nie spodziewałam się też, że mam w sobie takie pokłady miłości, a wręcz, że psa można kochać. Teraz, dzięki Lakusiowi, myślę sobie, że one są niewyczerpane. Że miłość to jest faktycznie źródło – bez dna. Podobno, gdy patrzymy sobie z psem w oczy, w naszych mózgach równolegle rozlewa się oksytocyna (co udowodnili naukowcy z Uniwersytetu Azabu w Japonii). Lubię myśleć, że to jednak chodzi o coś więcej niż tylko grę hormonów. Metafizyczny przepływ. Co to dla mnie oznacza, że potrafię tak czuć? Jak zmienia to moje życie?

Marta Urbaniak
fot. Michał Piotrowski

To był rok wielu lekcji, które dzięki Lucky’emu odebrałam. Przy psie nie da się udawać, bo jego szósty zmysł w mig wyczuwa każdy fałsz, moje prawdziwe emocje i intencje. Jest też barometrem mojego nastroju, dopasowując się swoim zachowaniem (rozkosznym lub co najmniej nieznośnym) do tego jaki akurat mam humor. To mój osobisty mistrz empatii, ale też trener asertywności. Uczę się dzięki niemu stanowczości, konsekwencji, dbania o swoje potrzeby. Bez tego ucieknie mi przez pół parku i wda się w bójkę z innym psem, ani myśląc wrócić, gdy będę go przywoływać (co zresztą nadal się zdarza i to wtedy najlepszy dowód, że mam słabszy dzień). Nie lubię twardych reguł i nakazów, jestem piewczynią chaosu, a przy nim się okazało, że jakieś jednak trzeba mieć. Musiałam się nauczyć czasem tupnąć nogą. Krzyknąć. Nie pozwolić wejść sobie na głowę. To było dla mnie momentami bardzo trudne, zwłaszcza, że wcześniej lubiłam postrzegać siebie jako osobę silną i niezależną. Lucky, swoim szczenięcym szaleństwem, bezlitośnie konfrontował mnie z moją słabością.

zdjęcie Marty Urbaniak
fot. Michał Piotrowski

Najpiękniejsza w byciu z psem jest dla mnie bliskość. Energia, która przepływa między nami, gdy drapię go za uchem, albo gdy on zasypia z głową na moich kolanach. Codziennie rano budzi mnie liźnięciem. Gdy ma pewność, że już nie śpię, wskakuje przednimi łapkami na łóżko i rozpoczyna rytuał powitania. Gdy Michał wychodzi z nim na spacer i daje mi buziaka na pożegnanie, Lakuś wraca i też daje mi liza. Lubię jego spojrzenia, zdradzające tak wiele. Miłość. Tęsknotę. Zazdrość. Ekscytację i skupienie, gdy za chwilę mam rzucić mu patyk w parku. Nadzieję, gdy szykuję się do wyjścia i jeszcze nie wie, czy zabiorę go ze sobą. Niedowierzanie, gdy jednak okazuje się, że nie. Nawet ta rozpacz, gdy wychodzę, jest taka autentyczna, cały jest wtedy tą rozpaczą. Gdy boi się burzy, na spacerze chowa się pomiędzy moimi nogami. Zawsze wie, że w kuchni sięgam akurat po lekarstwo, które muszę mu podać. Gdy wracam do pokoju, Lakuś jest już schowany w kącie, przerażony kładzie uszka po sobie. Potrafi się śmiertelnie obrazić, gdy nie poświęcam mu wystarczająco dużo uwagi. Bywa też jednak nieznośnym samcem alfa, który rzuca się na pozostałe psy w okolicy i bezbronnych staruszków. Po powrocie do domu rozkłada się na kanapie, z brzuchem do góry i wyrazem błogości w całym ciele i nie ma siły, by się na niego gniewać, można go tylko po tym brzuszku podrapać. Jego łapki pachną pad-thaiem. Dla mnie to najsłodszy zapach świata.

fot. Michał Piotrowski

Nie przypuszczałam, że tak wiele możemy sobie powiedzieć. Podobno psy rozumieją do tysiąca ludzkich słów. Nie jestem jednak pewna, czy my, ludzie, znamy podobny repertuar szczeknięć i warknięć z psiego języka. Poeta Billy Campbell podpowiada za to, że psy świetnie sprawdzają się jako pierwsi odbiorcy wierszy. Nie sprawdziłam jeszcze, czy Lakisław jest koneserem poezji, zwłaszcza mojej, ale uwielbiam, gdy zdziwiony przekrzywia główkę, próbując zrozumieć, co mam mu do zakomunikowania. Zawsze staram się do niego mówić wyrafinowaną polszczyzną. 

Gdyby Lucky był człowiekiem, byłby łobuzem z dużą dozą inteligencji i czaru, niegrzecznym rewolwerowcem, który rozkochuje w sobie wszystkie panny w saloonie.

Ale jest psem. Dzięki któremu ja staję się bardziej człowiekiem.

zdjecie Marta Urbaniak
fot. Michał Piotrowski

12 myśli na temat “Rok pod psem

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s